- Szczegóły
135 KM – ROTTENBUCH - HITTENKIRCHEN [DE]
Rano wszamaliśmy śniadanie i wcześnie wyjechaliśmy dalej. Opuszczając pole campingowe świeciło słońce i pogoda zapowiadała się na niezłą. Niestety trwało to krótko i po godzinie znowu zaczęło padać. Przyzwyczajeni do tych warunków cięliśmy przed siebie, mijając spokojne wioski, zielone łąki i mnóstwo łagodnych pagórków.
Widok wielkich gór już daleko za nami. Rzeźba terenu zmieniła się diametralnie. Przejeżdżaliśmy przez takie miasteczka jak Bad Tolz, Bad Feilnbach, Frasdorf. Tuż przed Frasdorfem zatrzymaliśmy się na moment, aby przegryźć kilka ciastek i napić się coli. Staliśmy przy wielkiej betonowej donicy na środku drogi rowerowej i szlaku. Zdjąłem okulary i odwiesiłem je na kierownicę. Okulary spadły na ziemie – widziałem to, ale moje lenistwo podpowiedziało mi „stary nie ruszaj się, teraz opychasz się ciasteczkami, podniesiesz je później”. Spakowaliśmy się i odjechaliśmy dalej, a okulary oczywiście zostały na ziemi. Wyjechaliśmy z Frasdorfu, wpadliśmy na moment na stację benzynową, odwiedzić toaletę i uzupełnić wodę. Wtedy zaświtało mi, że nie podniosłem okularów. Minęło dobre pół godziny, ale postanowiłem, że zdejmę sakwy i wrócę się – może będą. Zrzuciłem ładunek i pognałem jak z procy – do tamtego miejsca było około trzech kilometrów. Mimo tak ruchliwego miejsca nikt nie zwinął mi sprzętu. Mało tego, ktoś podniósł je z ziemi, żeby nikt ich nie rozjechał i odwiesił na drzewko rosnące w betonowej donicy. Zaskoczyła mnie mentalność społeczeństwa. W Polsce nie miałoby to miejsca. Za 15 minut byłem ponownie u Radka. Pojechaliśmy dalej na wschód i zatrzymaliśmy się na malowniczym wzgórzu z widokiem na jezioro Chiemsee.
Była tam ławka, więc postanowiliśmy zjeść sobie kolację, w tak wyjątkowym miejscu. Po głowie znowu chodziły nam pomysły na nocną jazdę, ale zaraz po wejściu na rower szybko zwątpiliśmy i uzgodniliśmy, że pójdziemy spać, a rano wstaniemy wcześniej. Zjechaliśmy ulicą w dół do Hittenkirchen i podjechaliśmy do jednego z domów, zapytać o pozwolenie rozbicia się na jedną noc na trawniku przed domem. Ku naszemu zdziwieniu Niemiec, który otworzył nam drzwi powiedział, że ziemia naprzeciwko jego domu nie należy do niego, ale może nas ugościć u siebie w domu. Z wielkim zdziwieniem i niedowierzaniem grzecznie się zgodziliśmy i bardzo podziękowaliśmy. Człowiek sprowadził nas na dół, gdzie rozłożył nam dwa łóżka i udostępnił łazienkę. Dom stał na wzniesieniu, więc nasz pokój miał taras, na który wprowadziliśmy rowery i którym rano będziemy mogli wyjść nie budząc domowników. Niemiec był zachwycony naszą podróżą i powiedział, że nie raz już przyjmował u siebie gości, i że sam dużo podróżuje. Wytłumaczył nam wszystko, powiedział dobranoc i zostawił. Skorzystaliśmy z łazienki, przepraliśmy bieliznę, podłączyliśmy urządzenia do ładowania i położyliśmy się spać.